Obrona cywilna potrzebna teraz: temat na czasie.
Znajomy ubezpieczeniowiec o zacięciu społecznym udostępnił ostatnio na swoim profilu LinkedIn infografikę podejmującą temat zapomniany, albo niedoceniany, a jakże ważny.
A mianowicie katastrofalny stan obrony cywilnej w naszym kraju.
Obronę cywilna kojarzy się zapewne Czytelnikom z pamiętnymi lekcjami OC w szkole średniej, wyśmiewanymi „Generałami” i „Pułkownikami” zmuszającymi nas do studiowania postawy leżącej w obliczu majaczących na horyzoncie grzybów atomowych, czy zgłębiania tajemnic bandażowania ran opatrunkiem żółwiowym rozbieżnym. Coś tam może do dzisiaj w programach z tej tematyki zostało, nie jesteśmy pewni, ale bez wątpienia przemyślni układacze programów edukacyjnych uznali, że nic nam już nie grozi, bo nasza wieś bezpieczna, nasz wieś spokojna.
Nie bez powodu pewnie, bo istniejący kiedyś system obrony cywilnej został rozmontowany, ćwiczenia zaniechane, schrony dla ludności porzucone, a awaryjne ujęcia wody pitnej zaniedbane i nieczynne. Ostatnio trochę więcej o konieczności odbudowy obrony cywilnej się mówi, no bo przecież świat się „trochę” zmienił. Wojna zaraz za granicą, rakiety atomowe wycelowane, terroryści pod wieżą Eiffla, globalne kryzysy, epidemie i powodzie i temu podobne „drobiazgi”. Już nawet NIK przypomina, że na miejsce w schronie może liczyć ca. 3% ludności, maski przeciwgazowe otrzyma ca. 1,8 % szczęśliwców. Szczególnie zabawna jest sprawa ze schronami przeciwatomowymi, otóż jest ich w Polsce według informacji MSW dokładnie 91, z czego 1… w opolskim, a pozostałe 90 w… podkarpackim. Można by umrzeć ze śmiechu, miejsc łącznie około 12 tysięcy, nawet dla narciarzy z Białki nie wystarczy. Pełen kabaret, jednak wcale nieśmieszny w kraju, którego sąsiad ma 8 tysięcy głowic atomowych i dość niewyraźne zamiary. Nawet z prostym ujęciami wody pitnej jest katastrofalnie, kiedyś pompy były na każdym osiedlu, dziś picia wystarczy dla może 40 % ludności. Na OC przeznacza się żałośnie niskie kwoty, rzędu 20 pary milionów rocznie, kilka razy mniej niż np. na inspekcję drogową, z całym szacunkiem dla tejże.
W tajemnicy zdradzimy też Czytelnikom, że wszelkie profesjonalne analizy pokazują, że w czasie mega kryzysów bardziej niż jedzenie, [sociallocker id=3307]czy woda przydaje się (o zgrozo) broń. Z porządkiem bywa wtedy nie najlepiej i nawet jak macie zapasy mogą wam ją odebrać. Ale to już inny temat, zupełnie u nas zmitologizowany, naród broni się panicznie boi i broni nie rozumie, a jak głosi popularna urban legend każdy Polak o niczym innym nie marzy tylko o zamordowaniu sąsiada, choć dowodów empirycznych na to nie ma żadnych. Może zresztą skądinąd także „militarny” wydźwięk obrony cywilnej jest powodem naszej niechęci do tej koncepcji, dziwaczne to w narodzie z taką historią…[/sociallocker]
A przecież obrona cywilna w czasach Syrii i Ukrainy, terroryzmu i zielonych ludzików nie jest tylko zabawą dla pasjonatów grup rekonstrukcyjnych i chyba wszyscy na świecie to rozumieją, oprócz naszego społeczeństwa. O dziwo nawet w najbogatszych i najbardziej stabilnych krajach Europy konserwuje się schrony, w Szwajcarii miejsc jest więcej niż ludności, a przecież na banki z zaskórniakami oligarchów atomówek raczej nikt nie będzie zrzucać. A mimo to…
Oczywiście obrona cywilna jest dzisiaj fundamentem budowania resiliance, odporności świadomych (sic) społeczeństw na różnego rodzaju kryzysy, nie tylko o charakterze militarnym, ale też i może przede wszystkim, na katastrofy naturalne, epidemie, niespokojności społeczne. To oczywiste narzędzie zarządzania ryzykiem na poziomie makro, ale przecież niezwykle ważne dla wszystkich obywateli, instytucji, biznesu. Społeczeństwo przygotowane, przeszkolone, o wiele lepiej „zniesie” materializację najgroźniejszych ryzyk, straty będą mniejsze, stan poprzedni łatwiejszy do przywrócenia. Doskonały jest tu przykład Japonii, która z najkoszmarniejszych katastrof odbudowuje całe regiony w ciągu kilku lat, gdy inne państwa dotknięte na przykład tsunami z trudem dochodzą do siebie. W Japonii, w postępowaniu na wypadek kryzysu szkoli się od najmłodszych lat i nikt się z próbnych alarmów nie śmieje, ani ich nie lekceważy.
Tu oczywiście dochodzimy do przyczyny problemu, jaką jest dramatycznie niska kultura ryzyka naszego społeczeństwa we wszystkich jego wymiarach. Sławne „trzeba było się ubezpieczać” doskonale odnosi się do tematu. Jak tu zarządzać ryzykiem, tworzyć struktury i procedury, przeznaczać „siły i środki”, jeżeli Naród w ryzyko w ogóle mało wierzy, czy to jest wojna, epidemia, pożar budynku czy zwykłe ryzyko biznesowe? „Jakoś to będzie”, nie takie masakry, co prawda z pewnymi startami przechodziliśmy…
Artykuł ukazał się w Gazecie Ubezpieczeniowej 15.03.2016
[wysija_form id=”1″]
Obrona cywilna potrzebna, obrona cywilna potrzebna
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.